­

Jak uczę się koreańskiego

by - 11:45


Ja jestem raczej typem zmotywowanego samouka. Jeśli chcę się czegoś nauczyć, potrafię do tego usiąść i nauczyć się tego sama. Jednak powiedzmy sobie szczerze - efekty nie będą takie same jak po zajęciach. Co prawda hangula nauczyłam się sama w domu. Rysowałam sobie kwadraciki, systematycznie powtarzałam kolejność pisania kreseczek i po miesiącu potrafiłam już przeczytać tekst po koreańsku i sama coś ze słyszenia napisać. Jednak jeśli chodzi o naukę gramatyki czy słownictwa, tak naprawdę wszystkiego nie da się nauczyć samemu, nawet mając super zrobiony podręcznik i trzy zestawy ćwiczeń. Zanim półtora roku temu zapisałam się na kurs, próbowałam sama uczyć się koreańskiego. Kupiłam sobie podręcznik, dwa dni w tygodniu siadałam, podkreślałam najważniejsze rzeczy z gramatyki z danej lekcji i przepisywałam słówka na kartkę. Przerobiłam tak 7 lekcji (z 20) i... przestałam. Głównie dlatego, że ta nauka była... smutna. Właściwie polegała jedynie na czytaniu, pisaniu, robieniu ciągle tych samych zadań. A wiadomo, że podczas nauki języka, skutecznie jest też słuchać i mówić. Pod tym względem pójście na kurs przedstawia o wiele więcej zalet. W dodatku, ucząc się samemu, tak naprawdę do końca nie wiadomo, czy to, co piszemy jest napisane dobrze, a prowadzący zawsze wszystko poprawi i wyjaśni. Jasne, to też jest kwestia tego, jak kurs jest prowadzony i ile jest osób w grupie. Z mojego doświadczenia mogę poradzić dwie rzeczy osobom, które na taki kurs chcą się zapisać -  żeby był prowadzony przez Koreankę/Koreańczyka i aby grupa nie liczyła więcej niż 10/12 osób.



Co to, u diabła, znaczy?  Z tej racji, że jestem wzrokowcem i dużo potrafię zapamiętać, jeśli przedstawione mi rzeczy są ładne i estetyczne, staram się również, aby moje notatki takie były. Właściwie od początku nauki jakichkolwiek języków, nie wyłączając angielskiego, stosuję jedną zasadę: wszelkie gramatyczne zagadnienia i słówka przepisuję sobie z podręcznika na kartkę lub do oddzielnego zeszytu. Tę metodę kultywuję także w przypadku koreańskiego, aczkolwiek ostatnio wzbiłam się na wyższy poziom i robię to z większą starannością. Oprócz tego, że po prostu przepisuję te wszystkie rzeczy, rysuję sobie też jakieś ozdobniki, wklejam naklejki, podkreślam kolorowymi długopisami - po prostu robię wszystko, żeby to ładnie wyglądało. I dzięki takim operacjom zauważam dwie korzyści: pierwsza - gdy przepisuję to wszystko automatycznie utrwalam sobie to w głowie; druga - przyjemniej jest mi zabrać się do tej nauki, bo nie mogę się napatrzeć jak ładnie to wygląda. Przykłady poniżej.


Jak na razie tę metodę stosuję tylko w przypadku kwestii gramatycznych. Co do słówek, jeszcze rozważam najwłaściwsze opcje. 




Tylko takich w telefonie. Podejmowałam już kilka prób uczenia się z fiszek, które robię sama i są one w postaci wyciętych z kartki prostokątów, jednak akurat taka metoda u mnie w ogóle nie działa. Już wolę sobie przepisać wszystkie czterdzieści słówek na kartkę i nauczyć się ich za jednym razem niż kumulować ilość papierków i rozdrabniać się na pięć słówek dziennie (co u mnie również nie wychodzi, gdyż czasem po prostu nie mam czasu na przypomnienie sobie o tym, że właśnie mam się nauczyć kolejnych pięciu wyrazów). Dlatego też uznałam, że skorzystam z bogactw technologii i fiszki robię sobie w formie elektronicznej. A dokładnie w aplikacji (to nie jest post sponsorowany) Quizlet. Jedyny wysiłek, jaki muszę włożyć w zrobienie fiszek to napisanie słówka i jego definicji. Koniec. Potem zostaje radosne uczenie się wyrazów na kilka rożnych sposobów. Dzięki temu, że fiszki mam na telefonie, mogę z nich korzystać właściwie zawsze i wszędzie (ostatnio robię to, gdy jestem w pracy i akurat nie mam nic ważniejszego do robienia). I zauważam pewną poprawę jeśli chodzi o zasób słownictwa, który posiadam, więc jednak fiszki telefoniczne coś dają. A nawet dają bardzo dużo. 😁


 
Tak. Jakkolwiek to brzmi. Moje gadanie do siebie polega na tym, że gdy na przykład siedzę sobie w mieszkaniu i chcę sobie powiedzieć: ,,o, jaka ładna pogoda za oknem", nie mówię tego po polsku, tylko staram się to samo zdanie powiedzieć po koreańsku. Robię tak w różnych sytuacjach. Gdy jestem na zakupach, gdy przygotowuję obiad. Dzięki temu przyzwyczajam się też do brzmienia mojego głosu po koreańsku i gdy przychodzi czas zajęć, na których trzeba rozmawiać, nie czuję aż takiego oporu, żeby się odezwać. Już wiem, jak mój głos brzmi, gdy wypowiadam koreańskie słowa, więc nie jest to aż takim szokiem. W przyzwyczajeniu się do własnego głosu w innym języku pomaga też głośne czytanie. Ja to zwykle robię, gdy pokazują mi się na tablicy tweety moich idoli.

Chociaż tak naprawdę, przynajmniej u mnie, najbardziej działa jedna główna zasada. Jak uczę się koreańskiego? Z pasją. Kocham ten język, zachwyca mnie każda kolejna zasada gramatyczna, którą poznaję, nie mogę się doczekać jak poznam kolejne i uczę się go z przyjemnością. Moja promotorka na studiach z pasją skończyła trzy kierunki studiów (niemal równocześnie), więc chyba coś jest na rzeczy. 😊


You May Also Like

0 comments