• STRONA GŁÓWNA
  • O MNIE
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Facebook YouTube

Polka w Hanboku

 



    Książka Hwang Bo-reum o kameralnej księgarni w dzielnicy Hyunam w Seulu zyskała ogromną popularność. Tak przynajmniej twierdzi opis na okładce, a ja jestem skłonna mu uwierzyć. Chyba każdemu znany jest koreański (azjatycki) kult pracy, a bardziej wtajemniczeni wiedzą, czym jest "ppalli, ppalli", czyli motto Koreańczyków oznaczające "szybko, szybko" i odzwierciedlające ich pogoń - za karierą, za sukcesem i w ogóle za wszystkim. "Witajcie w księgarni Hyunam-dong" opisuje codzienność będącą całkowitym przeciwieństwem tego, co opisałam wyżej - powolną, zwyczajną, wypełnioną małymi chwilami radości, wolną od jakiegokolwiek pośpiechu i presji otoczenia. Myślę, że lektura tej książki, dla Koreańczyków nauczonych życia w ciągłym pędzie, mogła być przyjemną odskocznią, a może nawet skłonić do refleksji i zmiany swojego życia? Przyznam się Wam - do mnie też przemówiła. 

Powieść o Hyunam-dong, małej koreańskiej księgarni, zainteresowała mnie od razu, gdy tylko wpadłam na wzmiankę o niej w mediach społecznościowych. Ale polskie recenzje trochę mnie zasmuciły - spotkałam się raczej z negatywnymi opiniami, określającymi książkę jako przeciętną i wydaną tylko dlatego, że należy do popularnego ostatnio gatunku "healing". Moim zdaniem, ta książka ukazała się po prostu w nieodpowiednim momencie, a dokładnie - za późno, gdy już wszystkim takie ciepłe, powolne powieści o zwyczajnym życiu zdążyły się przejeść. 


Główną bohaterką jest Yeong-ju, kobieta dobiegająca czterdziestki, która nie dawno rzuciła korporacyjną pracę, rozwiodła się z mężem i spełniła swoje marzenie - otworzyła księgarnię. W "Hyunam-dong" nie ma porywającej fabuły. Nie ma wyrazistych bohaterów, żadnych zwrotów akcji. Właściwie żadnej akcji. A mimo to czytałam tę książkę z zaciekawieniem i wręcz chciałam do niej wracać. W kolejnych rozdziałach poznajemy innych bohaterów, osoby najbliższe Yeong-ju - żadna z nich nie ma fascynującej historii, a jednak każda z nich jest na swój sposób wyjątkowa. Autorka wiele miejsca poświęca na opisywanie samej księgarni, jej rozwoju i drogi, jaką przeszła jej założycielka - bardzo podobał mi się ten wątek. Choć możliwe, że w obecnym, trudnym świecie niektóre z tych rzeczy mogłyby się nie wydarzyć, to jednak pokrzepiające było obserwowanie na kartach książki tego, jak księgarniany biznes się rozkręca. Myślę, że niektóre z działań promocyjnych wymyślonych przez autorkę mogłyby być dla niektórych dobrą inspiracją we własnych biznesach! 

Swoją drogą, książka jest przepięknie wydana, a najbardziej uroczym elementem jest rysunek pani spacerującej z pieskiem na końcu każdego rozdziału. Im dalszy rozdział, tym dalej od początku kartki znajduje się rysunek i wydaje się, jakby pani szła coraz dalej! Bardzo doceniam ten detal. 

Komu polecam tę książkę? Wydaje mi się, że może spodobać się tym, którzy w jakiś sposób mogą utożsamić się z którymś z bohaterów albo tym, którzy nie za bardzo wiedzą, w jakim kierunku pójść w życiu i potrzebują ciepłego pocieszenia. To jest książka idealna na spokojne, jesienno-zimowe wieczory, gdy chcemy po prostu poczytać coś lekkiego, ale z przesłaniem. Ja właśnie czegoś takiego potrzebowałam ⭐

Mana ♡
Share
Tweet
Pin
Share
No comments

Jednym z moich głównych postanowień na czas pobytu w USA jest odkrycie jak największej liczby koreańskich miejsc! Do tej pory, czyli po pełnym miesiącu w Nowym Jorku, mam na liście kilka miejscówek. Trzy z nich całkowicie skradły moje serce! W tym wpisie chciałabym trochę Wam o nich opowiedzieć. Poniżej znajdziecie krótkie opisy każdego z nich i moje wrażenia. Mam nadzieję, że będzie to dla Was przyjemna lektura 💜 Dajcie znać, czy któreś z miejsc na mojej liście wyjątowo Was zainteresowało!

Literacki raj, czyli BANDI BOOKS


Ten wpis co prawda nie jest rankingiem, ale gdyby był, Bandi Books znalazłoby się na pierwszym miejscu ^^ Moja druga wycieczka do Flushing (azjatyckiej dzielnicy w Queens) podyktowana była wizytą właśnie do tego miejsca, które okazało się totalnie cudowną księgarnią.

Bandi Books skradło moje serce! Wybrałam się tam w celu zakupu podręcznika do nauki koreańskiego, na który poluję już od jakiegoś czasu. Niestety akurat go nie było (o co zapytałam panią sprzedawczynię po koreańsku - widać było, że pozytywnie ją to zaskoczyło), ale to nie przeszkodziło w tym, żebym zakochała się w tym miejscu bez pamięci.


Księgarnia nie jest zbyt duża. Wnętrze nie należy do przesadnie nowoczesnych - powiedziałabym nawet, że wygląda jak biblioteka sprzed kilkunastu lat. Stare regały nie do kompletu, gumowa podłoga, nierozpakowane kartony. Mimo to w środku było przytulnie i ładnie, może też dzięki samemu zaopatrzeniu - piękne, estetyczne i kolorowe okładki koreańskich książek były wystarczającą ozdobą wnętrza. Przeszłam je dookoła z 5 razy - nie mogłam się napatrzeć na ilość hangeula wokół mnie!

Książki podzielone były na kilka różnych kategorii m.in. powieści, książki historyczne, reportaże, o rozwoju osobistym, dla dzieci, poezja. Przejrzałam pobieżnie kilka tytułów i postanowiłam, że kolejnym razem kupię jedną powieść i jedną książkę o rozwoju osobistym. Podczas mojej pierwszej wyprawy zaopatrzyłam się w album TXT "Eternity", w którym znajduje się jedna z moich ulubionych piosenek ^^ Bo tak, w tej księgarni była też wydzielona niewielka część z k-popowymi płytami!


Z księgarni wyszłam po godzinie - naładowana pozytywną energią, zmotywowana do nauki koreańskiego i z albumem ulubionego zespołu w plecaku. I uroczą zakładką z logo księgarni. Myślę, że jeszcze nie raz się tam wybiorę!


K-popowy raj, czyli LINE FRIENDS


Czyli miejsce, o którym zapewne słyszało większośc fanów k-popu - nowojorska edycja sklepu Line Friends! Znalazłam to miejsce przez przypadek, gdy przechadzając się wieczorem po Times Square na Manhattanie, zauważyłam w oddali billboard z logotypem BTS na 10. rocznicę (a uwierzcie, nie tak łatwo było go zauważyć - Times Square w końcu słynie z billboardów, ale prawdziwy k-poper dostrzeże wszystko ^^).

Gdy weszłam do środka... przepadłam. Tuż po wejściu do środka powitała mnie wielka maskotka Browna, przy której oczywiście musiałam zrobić sobie zdjęcie. A później popadałam tylko w coraz większy zachwyt. Ze względu na rocznicę BTS, wszędzie znajdowały się plakaty z postaciami BT21, a większośc asortymentu stanowiły przeróżne gadżety z bangtanowej serii. Tam było WSZYSTKO. Torebki, torby, torebeczki, portfele, skarpetki, plecaki, breloczki, poduszki, maskotki, woreczki (nawet na pranie), dozowniki do mydła, myjki do ciała, ubranka dla kotów (tak), kurtki, czapki, długopisy, notesy, gumki do włosów, kubki, toster... Mogłabym wymieniać i wymieniać. Chyba nie przesadzę, gdy powiem, że znalazłabym tam wszystko o czymkolwiek bym nie pomyślała i to sygnowane BT21.


Poza wspaniałym i nawet momentami zaskakującym asortymentem, w sklepie Line Friends znalazła się także jeszcze jedna świetna rzecz. Autografowane figury BT21! Przy nich również nie omieszkałam zrobić sobie zdjęcia ^^

Podczas mojej pierwszej wizyty w sklepie zaopatrzyłam się w maskotkę Chimmy'ego (tzw. "tatoon plushie", czyli maskotkę, która stoi samodzielnie) i małą torebeczkę podróżną, także Chimmy'ego (Jimin od lat jest jednym z moich ukochanych koreańskich idoli, więc tak naprawdę chciałam kupić wszystko, co było tam z Chimmy'm). Podobnie jak w przypadku Bandi Books, do Line Friends także jeszcze się wybiorę. I zapewne wydam tam jeszcze więcej pieniędzy!


Kawowy raj, czyli UNICORN GLOW


Trzecie miejsce w moim osobistym rankingu zajmuje Unicorn Glow - koreańska kawiarnia, na którą, podobnie jak na sklep Line Friends, natrafiłam przypadkiem. Zobaczyłam ją w pobliżu Bandi Books na mapach Google - bardzo spodobała mi się nazwa i pomyślałam, że przejdę obok niej. Ostatecznie nie tylko obok niej przeszłam, ale weszłam do środka, kupiłam latte z batata i spędziłam tam ok. 40 minut bardzo relaksującego czasu!

Wewnątrz na pierwszy rzut oka nie widać, że jest to koreańska kawiarnia - wystrój wydaje się raczej europejski  Zaraz za drzwiami wejściowymi znajduje się wysoka półka z książkami, wśród których znalazłam sporo biografii amerykańskich polityków i osób publicznych. O koreańskości kawiarni poświadczyło bardzo koreańskie menu, napisane również w hangeulu i zawierające takie przysmaki jak wspomniane latte z batata, latte z czarnego sezamu czy bingsu.


Unicorn Glow było idealnym miejscem, żeby odpocząć i trochę ochłonąć po wizycie w księgarni ^^ Wyobraziłam sobie, jak cudownie byłoby wybrać się tam kiedyś z książką i poczytać lub pouczyć się koreańskiego! Zaskoczyła mnie tam jedna rzecz (z którą zresztą spotkałam się też w Korei) - plakaty na ścianach informujące o tym, że maksymalny czas wizyty wynosi 2 godziny, no chyba że co te 2 godziny zamawia się coś nowego.

Tam pewnie też jeszcze wrócę ^^ Na pewno na bingsu, które jest moim ulubionym koreańskim deserem! Co do samego latte z batata, które piłam - było pyszne. Przywołało wspomnienia o moim pobycie w Korei - tam piłam je litrami!

⭒⭒⭒

Dziękuję, że dotarliście do końca mojej listy! W którymś z kolejnych postów na pewno podzielę się dokładnym spisem wszystkich koreańskich/azjatyckich miejsc w Nowym Jorku - trochę już ich znalazłam!

Trzymajcie się!

Mana ♡



Share
Tweet
Pin
Share
No comments

 


Minął tydzień odkąd przyleciałam do Nowego Jorku.

 Mieszkam w Maspeth, w dzielnicy Queens. To raczej spokojna okolica, głównie mieszkaniowa, z dostępem do podstawowych usług i sklepów. Gdy mojego trzeciego dnia tutaj wybrałam się na pierwszy samotny spacer, nie mając jeszcze amerykańskiego numeru telefonu i dostępu do internetu, bałam się skręcić w jakąkolwiek uliczkę - a to dlatego, że wszystkie wyglądają praktycznie tak samo!


 Kadr z Maspeth. Przez kilka pierwszych dni mojego pobytu, całe miasto było zasmogowane przez pożary lasów w Kanadzie - stąd ta żółta poświata

Przyznam szczerze, że przez pierwszych kilka dni właściwie nie czułam, że jestem w USA, w Nowym Jorku. Domki w Maspeth - niskie, niewielkie, z cegły, przytulone do siebie - przypominają trochę te w Anglii, dlatego też odczuwałam (i w sumie dalej w pewien sposób odczuwam) angielską aurę. W Maspeth znajduje się też spora polska społeczność, więc można natknąć się na polskie sklepy, polskiego dentystę, polski bank, a nawet polską kawiarnię! Z moją rodziną tu w NY rozmawiam po polsku, ze znajomymi z pracy mojej cioci - też. Zapytacie pewnie w takim razie - gdzie ten New York?!


W pierwszą sobotę po moim przylocie, wybrałyśmy się z moją ciocią do Astorii, okolicy mieszkaniowej Queens bliżej Manhattanu. Tam jest już bardziej nowocześnie - wielkie wieżowce, fancy restauracje i sklepy, a przede wszystkim - ogromny park z deptakiem ciągnącym się wzdłuż brzegu, z widokiem na cały Manhattan (Gantry Plaza State Park). Przyjechałyśmy tam w idealnym momencie - powoli zachodziło słońce i zaczynało się ściemniać. Cudownie było obserwować, jak dzienny Manhattan zamienia się w ten drugi, zupełnie inny - nocny, z milionami świateł (to ten, który możecie zobaczyć na zdjęciu zajawkowym).


W niedzielę wybrałyśmy się na wycieczkę już konkretnie na Manhattan. Tętniący życiem, wypełniony ludźmi, głośny, z drapaczami chmur, których wierzchołki ledwo co widać - to zupełnie inny świat. Z każdej strony bije energia tej dzielnicy. Energia ta jest dwojaka - z jednej strony czułam, jak mnie porywa, ale z drugiej momentami byłam nią przytłoczona i przebodźcowana.

W ciągu ok. 5 godzin naszego spaceru zobaczyłyśmy Grand Central Terminal (na którym wysiadałyśmy z metra), St. Patrick's Cathedral, Rockefeller Center, Trump Tower, Bryant Park i sklep Disneya. Przeszłyśmy się także ulicami Times Square i Piątą Aleją. Zrobiłyśmy olbrzymie kółko - a przynajmniej wydawało nam się, że olbrzymie, bo tak naprawdę zwiedziłyśmy może 5% całego Manhattanu!

Tętniący życiem Times Square


Co mogę powiedzieć po pierszym tygodniu w jednej z największych metropolii świata?

Dla mnie Nowy Jork to miasto skrajności.

Jest tu albo idealny spokój i cisza, albo totalny harmider, hałas i tumult ludzi. Jest zen i nieskończona energia. Są wysokie wieżowce, w porównaniu z którymi można poczuć się jak malutka mróweczka, jak i małe, przytulne domki. Są super nowoczesne obszary, jak i te podniszczone (a niektóre wyglądające jak z filmów grozy), sprawiające wrażenie, jakby czas zatrzymał się tam kilkadziesiąt lat temu. Jest amerykańska, pochłaniająca człowieka aura i małomiasteczkowy klimat.

I powiem Wam, że podoba mi się to. Fajnie przez chwilę być częścią tego zupełnie innego świata. Nie mogę się doczekać, co jeszcze tutaj odkryję!

Dziękuję za przeczytanie i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej <3


Mana ♡

PS Na pierwszym zdjęciu Manhattan podczas zachodu słońca widoczny z Gantry Plaza State Park



Share
Tweet
Pin
Share
No comments


Raczej nie należę do osób, które lubią się chwalić, ale muszę powiedzieć, że w spełnianiu marzeń jestem całkiem dobra ˶ᵔ ᵕ ᵔ˶

 Gdy jeszcze studiowałam, jednym z moich marzeń było przeprowadzenie wywiadu na scenie - udało mi się to dwukrotnie podczas dwóch edycji gali dziennikarskiej plebiscytu MediaTory. Potem wymarzyłam sobie pracę jako dziennikarka w prawdziwej redakcji, rozmowy z ludźmi i zbieranie materiałów - dostałam pracę w krakowskim oddziale Polska Press. Od 2012 roku moim marzeniem numer 1 był wyjazd do Korei - po 7 latach od pojawienia się w mojej głowie tego pomysłu pojechałam tam na półroczną wymianę studencką. Po zakończeniu studiów zapragnęłam spróbować pracy w koreańskiej firmie - zatrudniłam się więc w polskim oddziale jednej z największych polskich korporacji. 

Teraz czas na spełnienie kolejnego marzenia. 

Bliskie mi osoby o tym wiedzą, inne nie, zatem muszę wspomnieć, że jestem ogromną miłośniczką planowania, pisania w pamiętniku, prowadzenia dziennika i robienia różnych "to-do list" typu 10 rzeczy do zrobienia w tym roku, 20 książek, które chcę przeczytać itp. Uwielbiam to już od kilku dobrych lat, czego efektem jest cały stos zapisanych kalendarzy, plannerów i notesów. Lubię do nich wracać, przypominać sobie, o czym marzyłam na przykład jako 22-latka, jakie miałam wtedy priorytety i plany. Niektóre rzeczy się zmieniły. Inne, jak zauważyłam, udało mi się osiągnąć, co napełniło mnie wielką dumą z samej siebie. A kilka z nich pozostało niezmiennych. W 2017 roku na przykład na liście moich postanowień znalazł się wyjazd do USA. To marzenie nie było priorytetowe, ale powtarzało się także na listach z 2018 i 2019 roku. 

Teraz, w 2023 roku spełniam to marzenie. I to chyba najlepiej jak się da!

Na początku czerwca lecę do Nowego Jorku, do mojej cioci i zostanę tam do początku września. Co oznacza całe 3 miesiące spędzone w największej metropolii świata i miejscu, które ogląda się w filmach!

(o ile przepuszczą mnie na lotnisku, hehe)

Mówiąc szczerze, nie mam żadnego wielkiego planu na ten czas. Sam fakt odbycia podróży do Stanów jest dla mnie jednym wielkim planem. Chcę zobaczyć, ile się da, poznać tamtejszą kulturę, wchłonąć nowojorską aurę i znaleźć jak najwięcej koreańskich restauracji i sklepów. I podbić nowojorskie redakcje <(˶ᵔᵕᵔ˶)> 

Jestem bardzo ciekawa, jak tam będzie i nie omieszkam dzielić się moimi perypetiami! A tymczasem w fazie przygotowań oglądam filmy z Nowym Jorkiem w tle, słucham na YouTube playlisty "good morning NY/lofi hip-hop mix" i zaobserwowałam na Instagramie mnóstwo kont ze zdjęciami Nowego Jorku 🙉

Żeby nie było, że piszę tego posta tylko po to, aby się pochwalić, chciałabym, żebyście wynieśli z niego następujący przekaz - warto gonić za swoimi marzeniami i nie zniechęcać się, gdy nie możemy zrealizować ich już teraz. Ja na realizację swoich czekałam nawet kilka lat. I nie żałuję. Wiem, że dobre rzeczy wydarzają się w odpowiednim dla nich i dla nas czasie.

Taki sam przekaz miał mój post z 2019 roku, w którym informowałam o wyjeździe do Korei. Sama zastosowałam się do swoich rad i proszę - wyruszam na kolejną wielką przygodę. Życzcie mi powodzenia!! 💜

Trzymajcie się! 

Mana ♡
Share
Tweet
Pin
Share
No comments


Moja przygoda z koreańskim trwa od ok. 4 lat. Jestem raczej typem samouka - nie studiowałam koreanistyki, uczęszczałam przez chwilę na kurs, ale najbardziej lubię uczyć się sama. Wydaje mi się, że w samodzielnej nauce bardzo ważna jest motywacja - powód, dla którego w ogóle siadamy do nauki, mimo że nikt nas nie pilnuje. 

 Moja motywacja zmieniała się w zależności od okoliczności. Zaczęłam naukę, ponieważ moim marzeniem stał się wyjazd do Korei i chciałam się tam dogadać bez używania angielskiego. Gdy już spełniłam to marzenie, zapragnęłam połączyć miłość do Korei z moim wykształceniem i popracować w koreańskiej firmie, zatem uczyłam się języka, aby zwiększyć swoje szanse na rynku pracy. Teraz mam za sobą kolejny spełniony cel, a moja motywacja do nauki koreańskiego... nagle gdzieś uleciała. 

Żeby mieć choćby jeden punkt zaczepienia i jakikolwiek kontakt z koreańskim, zaczęłam samodzielny kurs Cyber Korean z Instytutu Sejonga, ale przyznam się Wam, że nie miałam szczególnej ochoty, aby go realizować. Bo właściwie po co? Niby planuję podróż do Korei, ale jeszcze nie teraz, zresztą nawet z poziomem, który już mam, udałoby mi się bez problemu dogadać. Jakoś ciężko mi było znaleźć dobry powód, który sprawiłby, że uczyłabym się koreańskiego z radością, a nie z przymusu. 

Ze względu na to, że na początku kwietnia moja sytuacja życiowa i zawodowa obróciła się o 180 stopni, jestem teraz na etapie rozmyślań, w którym kierunku chcę pójść i jak chcę tworzyć swoją przyszłość. W moim krótkim bio na blogu, które napisałam kilka lat temu, wspomniałam, że ,,kiedyś zostanę redaktor naczelną jakiegoś koreańskiego magazynu". Wróciłam myślami do tamtej mnie i coś mnie tknęło.




Kiedyś bardzo chciałam zostać dziennikarką. Końcówka studiów i moja pierwsza praca w redakcji nieco to zweryfikowały, wiec przerzuciłam się na promocję i public relations. Te dwa obszary wciąż są ze mną, ale zaglądając głębiej do mojego serduszka, uświadomiłam sobie, że dziennikarstwo wciąż tam jest. I pomyślałam sobie: a może zostanę dziennikarką dla jakiegoś koreańskiego magazynu?

Nie wiem czy to będzie możliwe, ale powrót do moich marzeń sprzed lat dał mi to, czego potrzebowałam - motywację! Ostatnimi czasy za bardzo nie wiedziałam, czego się uczyć. Czy przerabiać kolejny podręcznik, robić kurs online, uczyć się z dodatkowych pomocy edukacyjnych typu Talk to me in Korean?

Po tym nagłym objawieniu pomyślałam sobie, że nie będę zamykać się w ramach jednego czy dwóch podręczników, ale skupię się na konkretnym obszarze. A dokładnie - mediach! Będę szukać materiałów, słownictwa, gramatyki, które uznam za pomocne na drodze do realizacji mojego celu i które rzeczywiście mogą być użyteczne w przyszłej pracy w obszarze, z którym wiążę moją karierę.

Mam nadzieję, że będziecie towarzyszyć mi w tej podroży! A ja chętnie będę dzielić się z Wami wszystkim, co będzie przydatne i wartościowe ❤ 

To, co głównie chcę przekazać moim wywodem to, że gdy nagle tracimy zapał do czegoś, co długi czas było dla nas ważne, warto pomyśleć, dlaczego w ogóle zaczęliśmy to robić i dlaczego warto to kontynuować. Ja wiedziałam, że wciąż chcę się uczyć koreańskiego, ale potrzebowałam impulsu, który sprawiłby, że nauka dalej byłaby przyjemna, a nie stałaby się przykrym obowiązkiem. Cieszę się, że w końcu go znalazłam!

Trzymajcie się ciepło!

Mana ♡
Share
Tweet
Pin
Share
No comments
Older Posts

O mnie

Cześć! Mam na imię Marlena. Mieszkam w Polsce, ale sercem jestem w Korei Południowej. Uwielbiam jogę, herbatę i taniec, a kiedyś zostanę redaktor naczelną koreańskiego magazynu (ෆ˙ᵕ˙ෆ) Na tym blogu łączę moją koreańską i dziennikarską pasję - opowiadam o moich koreańskich doświadczeniach, tłumaczę koreańskie zawirowania i dzielę się historiami ludzi takich jak ja. Mam nadzieję, że miło spędzisz ze mną czas! ❤︎☼

Najczęściej czytane

  • Jak dostać się na wymianę do Korei?
    Jeszcze kilka lat temu, gdy zaczynałam studia, myśli o wymianie do Korei towarzyszyła taka sama doza prawdopodobieństwa jak tej, że mog...
  • Witajcie w księgarni Hyunam-dong, Hwang Bo-reum - recenzja
          Książka Hwang Bo-reum o kameralnej księgarni w dzielnicy Hyunam w Seulu zyskała ogromną popularność. Tak przynajmniej twierdzi opis na...
  • 5 najładniejszych miejsc w Korei
    Podczas czterech miesięcy w Korei poznałam Busan lepiej niż Kraków. Od poniedziałku do piątku głównie spędzałam czas na terenie m...
  • Dlaczego pojechałam do Korei? Weryfikacja 7 powodów
    Jest na moim blogu taki post sprzed półtorej roku, w którym podaję 7 powodów, dla których chciałam pojechać do Korei (dla ciekawych LINK...

Kategorie

  • koreańska kultura
  • koreańska literatura
  • koreańskie wspominki
  • nauka koreańskiego
  • praca w koreańskiej firmie
  • życie w korei

Szukaj

Facebook Instagram YouTube

Created with by ThemeXpose